Tomasz Pułka nie żyje
Z niewysłowionym żalem żegnamy wybitnego poetę, Tomasza Pułkę, który zginął 9 lipca 2012 r. w tragicznym wypadku. Miał zaledwie 24 lata. Zostawił po sobie 4 książki poetyckie, liczne teksty prozatorskie, felietony, recenzje, a także grafiki i nagrania audio. Swoimi wierszami w fascynujący sposób hipnotyzował i dezorientował czytelników. Eksperymentował z różnymi formami, nieustannie modyfikował własną dykcję, by zaskakiwać nowymi konceptami, wobec których nie sposób było przejść obojętnie.
Z Korporacją Ha!art współpracował od 2008 r. Nigdy nie zapomnimy o jego nietuzinkowej osobowości; był niezwykle błyskotliwym, elokwentnym i serdecznym człowiekiem. Nie możemy uwierzyć, że nie będzie nam dane współpracować i że już nigdy nie opublikujemy kolejnego odcinka "Impresji rudnickich"... Żegnaj, Tomku.
• • •
Pogrzeb odbędzie się w Kościele Parafialnym w Rudniku (k. Myślenic), w czwartek (12.07.2012) o godz. 14:00
• • •
[Jeżycjada upływa]
Jeżycjada upływa igłą włożoną do dzbanka
Śmiałość to koleina patrzenia
Chciałem napisać o wspomnieniu ale o nim zapomniałem
W lutym zmarła Janina Zofia Klawe tłumaczka
Chciałem tłumaczyć zwoje znalezione w trakcie
W lutym znalazłem traktat pod wanną
Czytałem traktat klęcząc na posadzce
Śmiałość wykonywała podejrzane ruchy
W lutym spotkałem pod wanną wodę mineralną
Piłem łapczywie tłumacząc „Agadir”
Chciałem wyleźć spod wanny ale o niej zapomniałem
Teraz klęczę przed wanną jak ta igła w dzbanku
Miły kawałek
1.
Bez gry wstępnej: wyszedłem do kuchni,
by zjeść cztery kanapeczki, wypić kawę
i zapalić papierosa. Podczas „posiłku”
czytałem skandynawski kryminał o
szwedzkim policjancie. Jeślibym musiał
w tym momencie przyznać, co skłoniło
mnie do całej reszty – wskazałbym siebie.
2.
Jeślibym już chciał wskazać siebie,
musiałbym użyć fragmentu „siebie”.
Nie wiem, czy gramatyka to przewidziała.
3.
Hehe, pewnie tak.
• • •
• • •
Rozgrywamy się na kanwie języka, którego ktoś nas kiedyś, na nieświadomce, korzystając z tego przerażającego ontologicznie czasu, jakim jest dzieciństwo, nauczył - to rodzi niebywałe pokłady epifanii samotności. Przynajmniej u mnie. Ten dzienniczek był - udaną zresztą - próbą oswojenia tego niewyrażalnego ukurwienia byciem, jakie paraliżuje albo rozhisteryzowuje (na przemian, bez reguły) moje postrzeganie. Nie ma tu grama ambicji - tu podłożyć cokolwiek z krytycznoliterackiego stołu, jest tylko - słusznie już wyśmiane przez wszystkie szanujące się metodologie - świadectwo. Świadectwo uczestniczenia w pewnym fragmencie - czego? Ilekroć obcuję z naprawdę dobrą sztuką, mam wrażenie bycia składową scenografii. Dużo w tym (wyznaniu) przestrzeni. I "dobrze".
• • •
• • •
Wspomnienia: